Zwycięskie prace konkursowe
[pisownia oryginalna]
K. J.
Wstałem jak zwykle o godzinie
6:00. Przeciągnąłem się i podniosłem z łóżka. Mój pokój był czysty jak nigdy
dotąd - notatki nie były porozrzucane, lecz poukładane, nigdzie nie było śladu
kurzu. W powietrzu unosił się zapach lawendy z nutą różowego pieprzu. Dziwna
sprawa, bo mieszkanie od paru dni, nie było w ogóle sprzątane. Zdziwiony
podążyłem w kierunku drzwi, aby wyjść z pokoju. Otworzyłem je i zacząłem
rozglądać się po pomieszczeniu, w którym stałem osłupiały.
-Kim wy jesteście i co robicie w
moim domu? - zapytałem, a w moim głosie było wyczuwalne przerażenie. Przecież
ten dzień miał wyglądać jak każdy inny. Choć w sumie… postrzeganie naszej
planety… Wczorajszego wieczoru odkryłem, że to nie Ziemia jest w centrum, tylko
Słońce i to wokół niego krążą wszystkie planety. Miałem to dziś ogłosić, lecz
moje plany potoczyły się zupełnie inaczej. Wszystko się zepsuło.
-Kim jesteś? W ofercie zwiedzania
nikt nie powiedział, że w pokoju wyjdzie człowiek przebrany za Mikołaja
Kopernika - odezwał się jeden z grupy ludzi zwiedzających.
-Jak to przebrany? Przecież to ja
jestem Mikołajem Kopernikiem! Co obcy ludzie robią w moim domu i… czemu tak
wyglądacie? Co to za łachmany?!
-Człowieku, spójrz na siebie.
Masz na sobie ciuchy z XV wieku i na dodatek udajesz słynnego astronoma. Nie
płaciłem 30 zł po to, aby kłócić się z jakimś głupcem o to, jak ktoś wygląda.
Chcę tylko w spokoju zwiedzić ten dom.
Uciekłem do siebie i zacząłem
rozmyślać. Dlaczego ci ludzie są dziwnie ubrani i czemu mówią, że mam na sobie
ciuchy z XV wieku, skoro właśnie taki mamy? W ogóle z jakiej racji są w moim
domu? W głowie zaczęło mi się rodzić coraz więcej pytań, a odpowiedzi było
coraz mniej. Sięgnąłem do kieszeni od spodni, ponieważ czułem, że coś w niej
było i mnie dziwnie uwierało. Był to telefon, lecz wtedy jeszcze nie
wiedziałem, że to telefon… Nacisnąłem jeden z przycisków, po czym urządzenie
się włączyło. Wyświetliła się na nim dzisiejsza data: 19.02.2023 r. Wybiegłem z
pokoju i zacząłem zasypywać pytaniami pierwszego człowieka, na którego się
natknąłem:
-Jaki mamy dzisiaj dzień?
-Co to za głupie pytanie? - z
uśmiechem odpowiedział nieznajomy mężczyzna, pytaniem na pytanie, a w jego
tonie było wyczuwalne rozbawienie. Po chwili jednak uśmiech zniknął z jego
twarzy, a zamiast niego, pojawiło się lekkie zakłopotanie.
- Dziś jest dziewiętnasty lutego
dwa tysiące dwudziestego trzeciego roku. Jesteś pijany, że pytasz o takie
rzeczy???
-Nie, po prostu… dobra i tak nie
zrozumiesz. Mam jeszcze jedno pytanie…
Chłopak uważnie mi się przyglądał
i swoimi niebieskimi tęczówkami obserwował każdy mój ruch. Po chwili
wyciągnąłem z kieszeni swoich luźnych, materiałowych spodni ten prostokąt i
zadałem pytanie:
- Powiedz mi, co to jest?
-Jak to co to jest? Na pewno
wszystko okej? Nie doznałeś jakichś zaników pamięci w wyniku wstrząśnienia
mózgu? - odpowiedział z cynicznym uśmiechem na twarzy i drwił ze mnie w
najlepsze. Po chwili jednak odpowiedział na moje pytanie:
- To jest telefon, a ty lepiej
udaj się do lekarza. Jak zapomniałeś numeru na pogotowie, to ci przypomnę -
999. Zadzwoń może cię uratują.
Nic nie mówiąc, po raz kolejny
uciekłem do swojego pokoju, bo tamtego poranka było to chyba jedyne miejsce, w
którym czułem się bezpiecznie. Usiadłem na łóżku, ukrywając twarz w dłoniach i
wtedy zdałem sobie z czegoś sprawę… że jestem w zupełnie innym wieku… Zacząłem
się modlić w myślach o to, aby okazało się to głupim snem, bo jeżeli - broń
Boże - jakimś cudem znalazłem się w innym wieku, to cały mój plan ogłoszenia
wszystkim mojego odkrycia legnie w gruzach! Stwierdziłem, że jak pójdę spać, to
może wszystko będzie jak dawniej. Zaczynałem wariować…
***
Obudziłem się, ale nie otworzyłem
jeszcze powiek. Zamiast tego zacząłem się po raz kolejny modlić, o to, aby po
otwarciu moich oczu wszystko, co miało miejsce wcześniej, okazało się snem.
Powoli otworzyłem powieki i zacząłem się rozglądać. Chyba było już późno, bo
przez okno nie wpadały już żadne promienie słoneczne, a w pokoju panował
półmrok. Następnie usiadłem na łóżku i moją uwagę przykuł telefon leżący na
stoliku obok łóżka. Cholera! Czyli to wszystko dzieje się naprawdę. Zacząłem
się zastanawiać, co to tak właściwie jest ten telefon i… co to jest ten numer,
o którym wcześniej wspomniał niebieskooki brunet. Wziąłem urządzenie do ręki, a
następnie je włączyłem. Na ekranie wyświetlała się ta sama co wcześniej data,
ale zmieniła się godzina. Za kwadrans piąta. Okej… czyli mam jeszcze 5 godzin,
aby wyplątać się z tej całej sytuacji, bo właśnie za tyle godzin miałem
przedstawić światu swoje odkrycie. Wyłączyłem urządzenie, a następnie wsadziłem
je do kieszeni swoich beżowych spodni. Podniosłem się i powędrowałem w stronę
drzwi pokoju.
Nawet nie wiecie, jak bardzo się
ucieszyłem, gdy po otworzeniu przeze mnie drzwi, okazało się, że nikogo już tam
nie było. Z ulgą podążyłem do swojego biura. Rozsiadłem się wygodnie na
krześle. W biurze łatwiej było mi pozbierać myśli. Zacząłem się zastanawiać,
jak to się stało, że jestem w XXI wieku. Wtedy wspomnienia zaczęły zasypywać
moją głowę…pogrążyłem się w nich…
-Co wy robicie? Puśćcie mnie!
Natychmiast! - krzyczałem, ale na nic się to zdało. W moim głosie było
wyczuwalne przerażenie. Nic nie widziałem. Na głowie miałem czarny worek, przez
co coraz ciężej mi się oddychało i krzyczałem coraz słabiej.
-Zamknij się! Pokrzyczysz sobie
tam, gdzie zaraz wylądujesz. Odkryliśmy twój plan i wiesz co? Tak się składa,
że nie ogłosisz nic nikomu. Zrobimy to my. To nam będą dziękować za to, że damy
im nowe spojrzenie na naszą planetę, a ty znikniesz stąd raz na zawsze! -
powiedział jeden z porywaczy, a w jego głosie było słychać zadowolenie. Chcieli
mnie zniszczyć. Chcieli, abym zniknął i już nigdy się nie pojawił. Chcieli
ukraść moje notatki i zrobić z siebie astronomów.
-Ukradnijcie notatki, ogłoście
światu, że to wy to wszystko odkryliście, ale… wy nie macie nawet doświadczenia!
Astronomia to bardzo trudna dziedzina, a wy jesteście takimi półmózgami, że w
życiu temu nie podołacie! - krzyknąłem, po czym zdjęli mi worek.
Poczułem, jakby ktoś zwrócił mi
zdolność oddychania. Mimo wszystko dalej miałem związane ręce, a jeden z nich
przyciskał mnie do siebie z tyłu tak mocno, że nie mogłem się odwrócić i
zobaczyć ich twarzy. Jedyne co widziałem przed sobą to maszynę. Nie miałem pojęcia
do czego to służy. W mojej głowie zaczęło rodzić się wiele pytań. Co to jest i
czy mnie w tym zamkną? Czy umrę tam z głodu? Czy moja kariera astronoma legnie
w gruzach? Z letargu zerwało mnie mocne popchnięcie do przodu, przez co wpadłem
do maszyny. Zamknęli drzwi i zostałem tam sam. Było ciemno i duszno. Wtedy
wszystko zaczęło się dziać tak szybko, że niewiele z tego pamiętam. Pamiętam
tylko to, że rozbłysło światło, a mnie poraził prąd.
Ukryłem twarz w drżących
dłoniach. Nawet nie mam pojęcia kto, lecz chcieli mnie zniszczyć. Raczej
chcieli zostać mną. Czy jest w ogóle jakiejś wyjście z tej sytuacji? Nie
wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Byłem już całkowicie przygnębiony całą tą
sytuacją i czułem się taki bezradny. Wstałem z krzesła i stwierdziłem, że
przejdę się po domu. Może znajdę tam coś, co chociaż po części pomoże mi się
wyplątać z całej tej sytuacji.
***
Po trzydziestu minutach błędnego
chodzenia i szukania czegokolwiek, co pomogłoby mi wybrnąć z kłopotów, nie
znalazłem niczego. Kiedy już byłem na skraju załamania nerwowego, po chwili
przypomniałem sobie, że mam ten tzw. telefon, który był moją ostatnią deską
ratunku. Usiadłem wygodnie na krześle w jadalni i zacząłem go przeglądać. Kliknąłem
w ikonę, która przedstawiała kółko w kolorach: żółty, niebieski, czerwony i
zielony. Pod kółkiem znajdował się napis „Google”. Stwierdził, że może czegoś
się dowiem o tym miejscu, w którym obecnie jestem. Niby znajduję się we własnym
domu, ale w innym wieku. To oczywiste, że skoro był tutaj tłum ludzi, to jest
to znane miejsce i mogę znaleźć jakieś informacje na jego temat. Wpisałem w
Google: „Dom Mikołaja Kopernika”. Wyświetliła mi się strona, na której była
przedstawiona oferta zwiedzania. Przeglądałem zdjęcia tego domu i już myślałem,
że nic nie znajdę aż nagle… moim oczom ukazało się pomieszczenie, którego nie
widziałem… Z zaciekawieniem wpatrywałem się w zdjęcie ciemnego pokoju ze
świecącymi gwiazdami. Stwierdziłem, że pójdę go poszukać, lecz przed tym
postanowiłem zrobić coś jeszcze. Ponownie wpisałem w wyszukiwarkę pewne - ale
inne niż poprzednio - sformułowanie: „Odkrycia Mikołaja Kopernika”. I wtedy
uśmiech uwidocznił się na mojej twarzy. Czytając o moich odkryciach, zobaczyłem
to jedyne, które mnie najbardziej interesowało. Najważniejsze dla mnie! Zobaczyłem
tych parę słów, które dały mi nadzieję. Nadzieję na to, że jakoś wybrnę z całej
tej sytuacji. „Według teorii Kopernika, to Słońce było ciałem niebieskim, wokół
którego kręciły się wszystkie planety”…To jedno zdanie pchnęło mnie do
działania. Ludzie wiedzą, że to ja to odkryłem, więc wyjdę z tego cało. Nad
niczym się nie zastanawiając, wybiegłem z jadalni w celu poszukiwań gwiezdnego
pokoju.
Po chwili spacerowania po drugim
piętrze mojego domu stwierdziłem, że ruszę schodami w górę. Znalazłem się na
trzecim. Było tam czysto i najprawdopodobniej było specjalne piętro poświęcone
zabytkom. Zauważyłem coś, czego wcześniej nie widziałem. Schody prowadzące
jeszcze wyżej. Wbiegłem po schodach, o mało się przy tym nie przewracając, po
czym ujrzałem przed sobą brązowe drzwi. Otworzyłem je i znalazłem się w
gwiezdnym pokoju. Było tam ciemno, a co chwilę pojawiały się na ścianach
gwiazdy i planety, po czym z powrotem znikały i tak w kółko. Stałem pośród
czterech ciemnych ścian i powoli traciłem nadzieję, bo był to zwykły ozdobny
pokój. Oparłem się o jedną ze ścian, dotykając przy tym ręką jednej z gwiazd.
Wtedy zamarłem, lecz nadzieję odzyskałem. Ściana, o którą się opierałem,
przesunęła się w bok, a ja wpadłem z hukiem do tajemniczego pomieszczenia.
Przede mną ukazała się ta maszyna. Wtedy popełniłem kolejny błąd. Błąd, który
był spowodowany tym, że ani trochę nie znałem się na obsłudze tej maszyny,
przez co moje szanse na ogłoszenie ludziom odkrycia stały się zerowe… Pod
wpływem impulsu wskoczyłem do niej. Światło rozbłysło, a prąd, który przeszedł
przez moje ciało, wydawał się znanym uczuciem.
***
Obudziłem się na ziemi. Nie było
to ciepłe łóżko, tak jak poprzednim razem. Poczułem ból pleców i głowy.
Obudziłem się na środku jakiejś ulicy. Wyglądało na to, że był to wczesny
poranek, bo miasto dopiero co budził się do życia. Ptaki cicho śpiewały,
samochód przejechał raz na jakiś czas, a moją twarz rozgrzewały ciepłe
promienie słoneczne. Z letargu wyrwał mnie wysoki brunet z ciemnymi oczami,
który stanął przede mną i z zaciętą miną powiedział:
-Człowieku!! Jest druga wojna
światowa, a ty leżysz jak gdyby nigdy nic na środku chodnika, czym zwracasz
swoją uwagę. Lepiej wstać i się ogarnij, bo jak cię Gestapo zobaczy, to sobie
już tak słodko nie pośpisz.
No nie. Czy ja znowu… Nie. Na
pewno się przesłyszałem - pomyślałem…
-Jaka druga wojna światowa? Czy
ty siebie słyszysz. Musiałeś spożyć jakiś drogi trunek, że takie głupoty
wymyślasz - wymamrotałem i wstałem z ziemi, po czym miałem zamiar odejść ale
czarnooki stwierdził, że pociągnie tę, jakże ciekawą, konwersację.
-Że niby ja jestem pijany? Ja?!
To ty dosłownie przed chwilą spałeś w samym środku Warszawy, narażając się na
niebezpieczeństwo! To 1939 rok, który jest pełen niebezpieczeństw. Każde
wyjście z domu może skończyć się tragedią!!! - wrzasnął po raz kolejny, ale ja
nie odpowiedziałem.
Znowu to samo. Znowu znalazłem
się w innym wieku, a tym razem podczas
wojny. No cudownie. Odszedłem od chłopaka i podążyłem przed siebie.
Spacerowałem ulicami Warszawy i
obserwowałem zniszczone budynki, a także znaki Polski Walczącej na murach. Zza
rogu wyłonił się chłopak, który miał poważną ranę na brzuchu. Bez zastanowienia
podbiegłem do niego, ponieważ miałem spore doświadczenie medyczne, więc
chciałem mu pomóc.
-Co ci się stało! Kto ci to
zrobił? - powiedziałem, a mój głos się łamał. Naprawdę się bałem, bo podobno
jestem w środku Warszawy, a jeżeli ktoś nas przyłapie, to i temu chłopakowi nie
zdołam pomóc, bo sam zostanę ranny.
-Cholerne Gestapo. Nie wiem,
jakim cudem im uciekłem. Jeżeli jesteś w stanie, to proszę, pomóż mi się dostać
do mojego mieszkania. Jest niedaleko - odpowiedział, a z jego oczu płynęły łzy.
Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, co ci wszyscy ludzie musieli czuć.
Odebrano im cenną wolność. Nic nie odpowiedziałem, a zamiast tego wziąłem
chłopaka pod ramię i objąłem go w pasie, aby łatwiej nam się szło. Po pięciu
minutach znaleźliśmy się w jego mieszkaniu.
Opatrzyłem mu ranę, a potem
rozmawialiśmy. Opowiedziałem mu o swoich przeżyciach i chyba jako jedyny
człowiek na tej ziemi mi uwierzył. Tym razem los mi się odpłacił za te
wszystkie krzywdy. Na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech, kiedy
powiedział, że przeżył coś podobnego i wie, jak mi pomóc. Wyszliśmy z jego
mieszkania i zaprowadził mnie do jakiejś piwnicy, w której stała dziwna
maszyna. Chłopak pokazał mi ją, po czym powiedział:
-Patrz, tutaj jest taki włącznik
i na nim musisz wybrać cyferki, do którego wieku chcesz się przenieść.
-Żebym ja to wiedział wcześniej,
to byłbym już w domu.
-Wiesz… Ta maszyna należy do
mojej rodziny. Wiem, że zaprojektował ją pewien Nathaniel Brown.
Wtedy wspomnienia znowu zalały
moją głowę.
-Nate! Znalazłem te notatki -
powiedział jeden z chłopaków, a następnie podszedł do mnie od tyłu i złapał za
ramię. Przeszły mnie ciarki i poczułem jeszcze większy strach niż przedtem.
Odchrząknął, po czym powiedział:
-Kopernik cóż… Jesteś skończony -
zaczął się śmiać i nie musiałem tego widzieć, lecz wiedziałem, że na jego
twarzy pojawił się cyniczny uśmieszek. –Mamy notatki, a ty w sumie już nie masz
nic. O to nam chodziło. Za moment już nie będziesz istniał.
Już wiem kogo szukać, jak wrócę.
Bo to nie koniec przygody, przecież muszę jeszcze odzyskać notatki. Nathaniel
Brown. Zapamiętam. Odwróciłem się w stronę bruneta i oznajmiłem mu krótkim
zdaniem, że na mnie już pora.
-Jeszcze raz dzięki za wszystko
ale już na mnie czas.
-Ja również dziękuję i
powodzenia, miło było cię poznać - odpowiedział, po czym zamknął drzwi maszyny,
a mnie oślepiło światło.
Znowu znalazłem się w swoim
ciepłym łóżku. Rozejrzałem się po pokoju i wtedy miałem pewność, że byłem już u
siebie. Było brudno, w pokoju nie unosił się żaden przyjemny zapach, a notatki…
Chwila. NOTATKI! Zerwałem się z łóżka i nawet nie mam pojęcia, kiedy znalazłem
się w domu mojego przyjaciela Tiedemanna Giesego.
-Ukradli mi notatki. Wiesz kto to
Nathaniel Brown i gdzie się może znajdować? - zapytałem cicho, bo ledwo co
oddychałem.
-Jak to ukradli? Tak, wie kto to!
Jeny, Mikołaj, ty się zawsze wpakujesz w jakieś kłopoty. Chodź ze mną, wiem,
gdzie może teraz być - powiedział, po czym w ekspresowym tempie znaleźliśmy się
w jakiejś starej kamienicy. Wszystko działo się szybko. Bez zastanowienia mój
przyjaciel wyważył drzwi jednego z mieszkań i z hukiem do niego wpadliśmy. Było
w nim dwóch mężczyzn. Na początku byli przerażeni, lecz po chwili wybuchli
głośnym śmiechem.
-Kopernik! O proszę. Jakim cudem
wróciłeś? - zapytał jeden z nich, po czym znowu parsknął śmiechem.
-Gdzie są notatki? - zapytałem
chłodnym głosem, którego aż sam się przestraszyłem.
-Jak myślisz, że ci powiemy, to
naprawdę jesteś idio… - nie zdążył dokończyć, ponieważ Tiedemann złapał go za
szyję, po czym powiedział jeszcze bardziej chłodnym niż ja tonem:
-Gdzie są, do cholery, notatki
Nate?
Zauważyłem, że wspólnik Browna
ruszył w stronę mojego przyjaciela, więc natychmiast zareagowałem. Przez moje kopnięcie
w brzuch poleciał do tyłu i upadł na ziemię, uderzając przy tym głową o ścianę.
Zemdlał.
-Powiedz, gdzie są te notatki, bo
inaczej sam wylądujesz 1939 roku, a tam obecnie jest druga wojna światowa, więc
jak chcesz żyć, to gadaj - powiedziałem oschłym głosem i podszedłem bliżej
chłopaka.
-W sejfie - odpowiedział, a po
tym jak mówił, wiedzieliśmy, że jest przestraszony.
Nic nie mówiąc, ruszyliśmy w
stronę sejfu. Giese dalej trzymał mocno chłopaka, przez co nie mógł się wyrwać.
Następnie podał kod do sejfu, ja odzyskałem notatki i wróciliśmy do swoich
domów. Ten dzień zmienił postrzeganie naszej planety przez ludzi, lecz zmienił
również moje postrzeganie o Giesym. Był biskupem, a potrafił się tak bić…
Pewnie w młodości nieźle rozrabiał.
M. P.
Monika wstała o 6.00, ubrała się
i uświadomiła sobie, że dzisiaj odbędzie się ostatnia wycieczka z jej klasą…
Na przystanku wychowawczyni sprawdziła
obecność i uczniowie mogli wejść do autokaru. Dziewczyny zdziwiły się, kim jest
opiekun, który przyszedł w czerwonych szatach i kto w dzisiejszych czasach nosi
taką śmieszną fryzurę?
- Dzień dobry, dzisiaj będzie
towarzyszył nam pan Mikołaj Kopernik. Znany astronom, który chciałby zobaczyć,
jak w XXI wieku funkcjonuje młodzież- powiedziała wychowawczyni.
Po krótkim wstępnie ruszyli.
Krajobraz za oknem bardzo szybko się zmieniał, ale w autokarze nikt nie zwracał
na to uwagi, bo każdy był skupiony na wstawianiu relacji i zdjęć na FB,
zajmując się wyłącznie sobą…Po godzinie byli na miejscu. Paru uczniów z
nauczycielką poszło na plażę. Reszta, w tym trzy uzależnione od smartfonów
nastolatki i Monika, wybrała się na spacer po lesie w towarzystwie Kopernika.
- Białogłowo, przestań wpatrywać
się w ten kolorowy kamień i zaproponuj, w którą stronę nasza wataha może
zmierzać…
Kornelia spojrzała z
poirytowaniem na opiekuna:
- Wiem, że pan to ten znany
astronom, ale to nie kamień tylko iphone…i nie jesteśmy żadną watahą tylko
klasą - fuknęła dziewczyna. - Poza tym nie ma zasięgu i proponuję, abyśmy
zawrócili.
- A właśnie, że nie zawrócimy i
będziemy podziwiać piękno natury, którego nie odda żadna relacja na tym waszym
Facebooku! - odpowiedział astronom.
Nieco zdenerwowani uczniowie nie
zwracali już uwagi na jego słowa i zaczęli szukać drogi powrotnej. Klasa
rozproszyła się i poczuła bezradność… Wszyscy byli zdenerwowani, wiele osób się
bało, ponieważ robiło się ciemno…
- Nie ma zasięgu!!- krzyknęła
Ewa. - Nie wiem, gdzie jesteśmy!
Dziewczyny krzyczały na całe
gardło: „Pomocy! Ratunku!”, a reszta kłóciła się o to, którą wybrać drogę.
Niektórzy zaczęli rozpaczliwie szukać zasięgu w swoich telefonach. Tylko
Mikołaj Kopernik miał w sobie spokój i powiedział:
- Widzicie, jakie mamy piękne
rozgwieżdżone niebo?- zapytał. Na co Wojtek rzucił w niego patykiem.
- Chyba nie rozumiecie! Gwiazda
Polarna wskazuje północ, a nasz ośrodek leży na północy, więc aby się tam
dostać, należy iść w jej kierunku - powiedział Kopernik.
Cała grupa ruszyła za astronomem,
zauważając po raz pierwszy w życiu, jak do pięknej konstelacji należy Gwiazda
Polarna… Po 10 minutach wszyscy bezpiecznie dotarli do ośrodka, gdzie uczniowie
przeprosili Mikołaja Kopernika, a on, trochę ze smutkiem w głosie, rzekł:
- Niektórzy z was żyją tak, jakby
mojego odkrycia nie było i myślą, że wszystko kręci się wokół nich… To mnie
zasmuca… Pomyślcie czasem o potrzebach innych ludzi, doceńcie uroki natury,
korzystajcie z jej dobrodziejstw. To naprawdę ważne…
M. K.
Wszystko zaczęło się pięknego,
słonecznego dnia. Kioskarka na dworcu w Toruniu leniwie przeglądała gazetę,
słuchając radia i popijając kawę. Spiker zapowiadał właśnie program radiowy
oraz przekazywał informacje: „Dziś szybciej zrobi się ciemno na sztucznie
oświetlonym dysku, okrążonym lodem, zwanym Ziemią…”.
W tym samym momencie z pociągu
wysiadł 22-letni mężczyzna - Mikołaj Kopernik. Wracał z Krakowa, gdzie
studiował. Rozejrzał się po peronie, a następnie ruszył w kierunku miasta. Miał
niewielkie mieszkanie w kamienicy przy ulicy św. Anny, zatem po wyjściu z
dworca od razu tam poszedł, by rozpakować swoje rzeczy. Chciał zobaczyć przed
zmrokiem, jak wygląda miasto, w którym się urodził. Podczas zwiedzania natrafił
na plakat powieszony przez pewien zespół heavy metalowy - szukali wokalisty.
Mikołaj zapisał więc adres przesłuchania, które miało się odbyć następnego
dnia. Nazajutrz, gdy mężczyzna udał się na miejsce spotkania, zobaczył czwórkę
młodych ludzi, na ich twarzach było widać smutek. Podszedł więc i zapytał:
- Wszystko w porządku? Wyglądacie
na przygnębionych.
- Poszukujemy wokalisty, ale nikt
nie się nie zgłosił. Bez piosenkarza nie możemy wydawać przebojów -
odpowiedział jeden z chłopaków.
- Jestem Mikołaj, przyszedłem na
przesłuchanie - odparł.
- Naprawdę? To świetnie! Jesteś
jedyny, więc przyjmiemy cię od razu. O czym chciałbyś śpiewać w naszym zespole?
- Uważamy, że to co mówią media o
płaskiej Ziemi jest kompletną bzdurą. Według mnie to Ziemia oraz inne planety
krążą wokół Słońca. Nasza planeta ma kształt kuli, a nie płaskiego dysku! O tym
właśnie chcę śpiewać, bo to mnie interesuje. Smutne jest to, że w dzisiejszych
czasach kompletnie bzdurne teorie zyskują tylu zwolenników. Każdy wichrzyciel
może pociągnąć za sobą tłumy, głosząc głupoty
w prasie i telewizji…
- Wspaniale! Jutro możemy zacząć
naszą wspólną twórczość - powiedzieli przedstawiciele zespołu i tak zaczęła się
przygoda muzyków z Kopernikiem…
Po niedługim czasie grupa wydała
piosenkę pt. „O obrotach sfer niebieskich”, w której przedstawiła swoje poglądy
na temat Układu Słonecznego. Utwór wzbudził ogromne kontrowersje wśród
odbiorców, jednakże znalazło się parę osób, które poparły teorię zespołu.
Minęły dwa lata od głośnego debiutu, a heavy metalowy zespół „Kopernikus”
zyskał ogromną popularność. Odbywały się trasy koncertowe, a fani z
niecierpliwością czekali na nowe piosenki.
Dziesięć lat po zakończeniu
ostatniej trasy koncertowej zespołu, wystrzelono w kosmos pierwszą rakietę.
Astronauta po powrocie na Ziemię, ku zdziwieniu wielu osób, potwierdził teorię
„Kopernikusa”:
-To niesamowite! Mikołaj Kopernik
wstrzymał Słońce, ruszył Ziemię! Nigdy nie spodziewałbym się, że muzyk będzie
mieć rację!
Odkrycie zupełnie zmieniło sposób
patrzenia ludzi na świat, wyprowadziło ich z błędu, a Mikołaj Kopernik stał się
sławny na okrągłej Ziemi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz