Zwycięskie prace konkursowe

[pisownia oryginalna]


K. J.

 

Wstałem jak zwykle o godzinie 6:00. Przeciągnąłem się i podniosłem z łóżka. Mój pokój był czysty jak nigdy dotąd - notatki nie były porozrzucane, lecz poukładane, nigdzie nie było śladu kurzu. W powietrzu unosił się zapach lawendy z nutą różowego pieprzu. Dziwna sprawa, bo mieszkanie od paru dni, nie było w ogóle sprzątane. Zdziwiony podążyłem w kierunku drzwi, aby wyjść z pokoju. Otworzyłem je i zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu, w którym stałem osłupiały.


-Kim wy jesteście i co robicie w moim domu? - zapytałem, a w moim głosie było wyczuwalne przerażenie. Przecież ten dzień miał wyglądać jak każdy inny. Choć w sumie… postrzeganie naszej planety… Wczorajszego wieczoru odkryłem, że to nie Ziemia jest w centrum, tylko Słońce i to wokół niego krążą wszystkie planety. Miałem to dziś ogłosić, lecz moje plany potoczyły się zupełnie inaczej. Wszystko się zepsuło.


-Kim jesteś? W ofercie zwiedzania nikt nie powiedział, że w pokoju wyjdzie człowiek przebrany za Mikołaja Kopernika - odezwał się jeden z grupy ludzi zwiedzających.


-Jak to przebrany? Przecież to ja jestem Mikołajem Kopernikiem! Co obcy ludzie robią w moim domu i… czemu tak wyglądacie? Co to za łachmany?!


-Człowieku, spójrz na siebie. Masz na sobie ciuchy z XV wieku i na dodatek udajesz słynnego astronoma. Nie płaciłem 30 zł po to, aby kłócić się z jakimś głupcem o to, jak ktoś wygląda. Chcę tylko w spokoju zwiedzić ten dom.


Uciekłem do siebie i zacząłem rozmyślać. Dlaczego ci ludzie są dziwnie ubrani i czemu mówią, że mam na sobie ciuchy z XV wieku, skoro właśnie taki mamy? W ogóle z jakiej racji są w moim domu? W głowie zaczęło mi się rodzić coraz więcej pytań, a odpowiedzi było coraz mniej. Sięgnąłem do kieszeni od spodni, ponieważ czułem, że coś w niej było i mnie dziwnie uwierało. Był to telefon, lecz wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to telefon… Nacisnąłem jeden z przycisków, po czym urządzenie się włączyło. Wyświetliła się na nim dzisiejsza data: 19.02.2023 r. Wybiegłem z pokoju i zacząłem zasypywać pytaniami pierwszego człowieka, na którego się natknąłem:


-Jaki mamy dzisiaj dzień?


-Co to za głupie pytanie? - z uśmiechem odpowiedział nieznajomy mężczyzna, pytaniem na pytanie, a w jego tonie było wyczuwalne rozbawienie. Po chwili jednak uśmiech zniknął z jego twarzy, a zamiast niego, pojawiło się lekkie zakłopotanie.


- Dziś jest dziewiętnasty lutego dwa tysiące dwudziestego trzeciego roku. Jesteś pijany, że pytasz o takie rzeczy???


-Nie, po prostu… dobra i tak nie zrozumiesz. Mam jeszcze jedno pytanie…


Chłopak uważnie mi się przyglądał i swoimi niebieskimi tęczówkami obserwował każdy mój ruch. Po chwili wyciągnąłem z kieszeni swoich luźnych, materiałowych spodni ten prostokąt i zadałem pytanie:


- Powiedz mi, co to jest?


-Jak to co to jest? Na pewno wszystko okej? Nie doznałeś jakichś zaników pamięci w wyniku wstrząśnienia mózgu? - odpowiedział z cynicznym uśmiechem na twarzy i drwił ze mnie w najlepsze. Po chwili jednak odpowiedział na moje pytanie:


- To jest telefon, a ty lepiej udaj się do lekarza. Jak zapomniałeś numeru na pogotowie, to ci przypomnę - 999. Zadzwoń może cię uratują.


Nic nie mówiąc, po raz kolejny uciekłem do swojego pokoju, bo tamtego poranka było to chyba jedyne miejsce, w którym czułem się bezpiecznie. Usiadłem na łóżku, ukrywając twarz w dłoniach i wtedy zdałem sobie z czegoś sprawę… że jestem w zupełnie innym wieku… Zacząłem się modlić w myślach o to, aby okazało się to głupim snem, bo jeżeli - broń Boże - jakimś cudem znalazłem się w innym wieku, to cały mój plan ogłoszenia wszystkim mojego odkrycia legnie w gruzach! Stwierdziłem, że jak pójdę spać, to może wszystko będzie jak dawniej. Zaczynałem wariować…

 

***

Obudziłem się, ale nie otworzyłem jeszcze powiek. Zamiast tego zacząłem się po raz kolejny modlić, o to, aby po otwarciu moich oczu wszystko, co miało miejsce wcześniej, okazało się snem. Powoli otworzyłem powieki i zacząłem się rozglądać. Chyba było już późno, bo przez okno nie wpadały już żadne promienie słoneczne, a w pokoju panował półmrok. Następnie usiadłem na łóżku i moją uwagę przykuł telefon leżący na stoliku obok łóżka. Cholera! Czyli to wszystko dzieje się naprawdę. Zacząłem się zastanawiać, co to tak właściwie jest ten telefon i… co to jest ten numer, o którym wcześniej wspomniał niebieskooki brunet. Wziąłem urządzenie do ręki, a następnie je włączyłem. Na ekranie wyświetlała się ta sama co wcześniej data, ale zmieniła się godzina. Za kwadrans piąta. Okej… czyli mam jeszcze 5 godzin, aby wyplątać się z tej całej sytuacji, bo właśnie za tyle godzin miałem przedstawić światu swoje odkrycie. Wyłączyłem urządzenie, a następnie wsadziłem je do kieszeni swoich beżowych spodni. Podniosłem się i powędrowałem w stronę drzwi pokoju.


Nawet nie wiecie, jak bardzo się ucieszyłem, gdy po otworzeniu przeze mnie drzwi, okazało się, że nikogo już tam nie było. Z ulgą podążyłem do swojego biura. Rozsiadłem się wygodnie na krześle. W biurze łatwiej było mi pozbierać myśli. Zacząłem się zastanawiać, jak to się stało, że jestem w XXI wieku. Wtedy wspomnienia zaczęły zasypywać moją głowę…pogrążyłem się w nich…


-Co wy robicie? Puśćcie mnie! Natychmiast! - krzyczałem, ale na nic się to zdało. W moim głosie było wyczuwalne przerażenie. Nic nie widziałem. Na głowie miałem czarny worek, przez co coraz ciężej mi się oddychało i krzyczałem coraz słabiej.


-Zamknij się! Pokrzyczysz sobie tam, gdzie zaraz wylądujesz. Odkryliśmy twój plan i wiesz co? Tak się składa, że nie ogłosisz nic nikomu. Zrobimy to my. To nam będą dziękować za to, że damy im nowe spojrzenie na naszą planetę, a ty znikniesz stąd raz na zawsze! - powiedział jeden z porywaczy, a w jego głosie było słychać zadowolenie. Chcieli mnie zniszczyć. Chcieli, abym zniknął i już nigdy się nie pojawił. Chcieli ukraść moje notatki i zrobić z siebie astronomów.


-Ukradnijcie notatki, ogłoście światu, że to wy to wszystko odkryliście, ale… wy nie macie nawet doświadczenia! Astronomia to bardzo trudna dziedzina, a wy jesteście takimi półmózgami, że w życiu temu nie podołacie! - krzyknąłem, po czym zdjęli mi worek.


Poczułem, jakby ktoś zwrócił mi zdolność oddychania. Mimo wszystko dalej miałem związane ręce, a jeden z nich przyciskał mnie do siebie z tyłu tak mocno, że nie mogłem się odwrócić i zobaczyć ich twarzy. Jedyne co widziałem przed sobą to maszynę. Nie miałem pojęcia do czego to służy. W mojej głowie zaczęło rodzić się wiele pytań. Co to jest i czy mnie w tym zamkną? Czy umrę tam z głodu? Czy moja kariera astronoma legnie w gruzach? Z letargu zerwało mnie mocne popchnięcie do przodu, przez co wpadłem do maszyny. Zamknęli drzwi i zostałem tam sam. Było ciemno i duszno. Wtedy wszystko zaczęło się dziać tak szybko, że niewiele z tego pamiętam. Pamiętam tylko to, że rozbłysło światło, a mnie poraził prąd.


Ukryłem twarz w drżących dłoniach. Nawet nie mam pojęcia kto, lecz chcieli mnie zniszczyć. Raczej chcieli zostać mną. Czy jest w ogóle jakiejś wyjście z tej sytuacji? Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Byłem już całkowicie przygnębiony całą tą sytuacją i czułem się taki bezradny. Wstałem z krzesła i stwierdziłem, że przejdę się po domu. Może znajdę tam coś, co chociaż po części pomoże mi się wyplątać z całej tej sytuacji.

 

***

 

Po trzydziestu minutach błędnego chodzenia i szukania czegokolwiek, co pomogłoby mi wybrnąć z kłopotów, nie znalazłem niczego. Kiedy już byłem na skraju załamania nerwowego, po chwili przypomniałem sobie, że mam ten tzw. telefon, który był moją ostatnią deską ratunku. Usiadłem wygodnie na krześle w jadalni i zacząłem go przeglądać. Kliknąłem w ikonę, która przedstawiała kółko w kolorach: żółty, niebieski, czerwony i zielony. Pod kółkiem znajdował się napis „Google”. Stwierdził, że może czegoś się dowiem o tym miejscu, w którym obecnie jestem. Niby znajduję się we własnym domu, ale w innym wieku. To oczywiste, że skoro był tutaj tłum ludzi, to jest to znane miejsce i mogę znaleźć jakieś informacje na jego temat. Wpisałem w Google: „Dom Mikołaja Kopernika”. Wyświetliła mi się strona, na której była przedstawiona oferta zwiedzania. Przeglądałem zdjęcia tego domu i już myślałem, że nic nie znajdę aż nagle… moim oczom ukazało się pomieszczenie, którego nie widziałem… Z zaciekawieniem wpatrywałem się w zdjęcie ciemnego pokoju ze świecącymi gwiazdami. Stwierdziłem, że pójdę go poszukać, lecz przed tym postanowiłem zrobić coś jeszcze. Ponownie wpisałem w wyszukiwarkę pewne - ale inne niż poprzednio - sformułowanie: „Odkrycia Mikołaja Kopernika”. I wtedy uśmiech uwidocznił się na mojej twarzy. Czytając o moich odkryciach, zobaczyłem to jedyne, które mnie najbardziej interesowało. Najważniejsze dla mnie! Zobaczyłem tych parę słów, które dały mi nadzieję. Nadzieję na to, że jakoś wybrnę z całej tej sytuacji. „Według teorii Kopernika, to Słońce było ciałem niebieskim, wokół którego kręciły się wszystkie planety”…To jedno zdanie pchnęło mnie do działania. Ludzie wiedzą, że to ja to odkryłem, więc wyjdę z tego cało. Nad niczym się nie zastanawiając, wybiegłem z jadalni w celu poszukiwań gwiezdnego pokoju.


Po chwili spacerowania po drugim piętrze mojego domu stwierdziłem, że ruszę schodami w górę. Znalazłem się na trzecim. Było tam czysto i najprawdopodobniej było specjalne piętro poświęcone zabytkom. Zauważyłem coś, czego wcześniej nie widziałem. Schody prowadzące jeszcze wyżej. Wbiegłem po schodach, o mało się przy tym nie przewracając, po czym ujrzałem przed sobą brązowe drzwi. Otworzyłem je i znalazłem się w gwiezdnym pokoju. Było tam ciemno, a co chwilę pojawiały się na ścianach gwiazdy i planety, po czym z powrotem znikały i tak w kółko. Stałem pośród czterech ciemnych ścian i powoli traciłem nadzieję, bo był to zwykły ozdobny pokój. Oparłem się o jedną ze ścian, dotykając przy tym ręką jednej z gwiazd. Wtedy zamarłem, lecz nadzieję odzyskałem. Ściana, o którą się opierałem, przesunęła się w bok, a ja wpadłem z hukiem do tajemniczego pomieszczenia. Przede mną ukazała się ta maszyna. Wtedy popełniłem kolejny błąd. Błąd, który był spowodowany tym, że ani trochę nie znałem się na obsłudze tej maszyny, przez co moje szanse na ogłoszenie ludziom odkrycia stały się zerowe… Pod wpływem impulsu wskoczyłem do niej. Światło rozbłysło, a prąd, który przeszedł przez moje ciało, wydawał się znanym uczuciem.

 

***

Obudziłem się na ziemi. Nie było to ciepłe łóżko, tak jak poprzednim razem. Poczułem ból pleców i głowy. Obudziłem się na środku jakiejś ulicy. Wyglądało na to, że był to wczesny poranek, bo miasto dopiero co budził się do życia. Ptaki cicho śpiewały, samochód przejechał raz na jakiś czas, a moją twarz rozgrzewały ciepłe promienie słoneczne. Z letargu wyrwał mnie wysoki brunet z ciemnymi oczami, który stanął przede mną i z zaciętą miną powiedział:


-Człowieku!! Jest druga wojna światowa, a ty leżysz jak gdyby nigdy nic na środku chodnika, czym zwracasz swoją uwagę. Lepiej wstać i się ogarnij, bo jak cię Gestapo zobaczy, to sobie już tak słodko nie pośpisz.


No nie. Czy ja znowu… Nie. Na pewno się przesłyszałem - pomyślałem…


-Jaka druga wojna światowa? Czy ty siebie słyszysz. Musiałeś spożyć jakiś drogi trunek, że takie głupoty wymyślasz - wymamrotałem i wstałem z ziemi, po czym miałem zamiar odejść ale czarnooki stwierdził, że pociągnie tę, jakże ciekawą, konwersację.


-Że niby ja jestem pijany? Ja?! To ty dosłownie przed chwilą spałeś w samym środku Warszawy, narażając się na niebezpieczeństwo! To 1939 rok, który jest pełen niebezpieczeństw. Każde wyjście z domu może skończyć się tragedią!!! - wrzasnął po raz kolejny, ale ja nie odpowiedziałem.


Znowu to samo. Znowu znalazłem się w innym wieku,  a tym razem podczas wojny. No cudownie. Odszedłem od chłopaka i podążyłem przed siebie.


Spacerowałem ulicami Warszawy i obserwowałem zniszczone budynki, a także znaki Polski Walczącej na murach. Zza rogu wyłonił się chłopak, który miał poważną ranę na brzuchu. Bez zastanowienia podbiegłem do niego, ponieważ miałem spore doświadczenie medyczne, więc chciałem mu pomóc.


-Co ci się stało! Kto ci to zrobił? - powiedziałem, a mój głos się łamał. Naprawdę się bałem, bo podobno jestem w środku Warszawy, a jeżeli ktoś nas przyłapie, to i temu chłopakowi nie zdołam pomóc, bo sam zostanę ranny.


-Cholerne Gestapo. Nie wiem, jakim cudem im uciekłem. Jeżeli jesteś w stanie, to proszę, pomóż mi się dostać do mojego mieszkania. Jest niedaleko - odpowiedział, a z jego oczu płynęły łzy. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, co ci wszyscy ludzie musieli czuć. Odebrano im cenną wolność. Nic nie odpowiedziałem, a zamiast tego wziąłem chłopaka pod ramię i objąłem go w pasie, aby łatwiej nam się szło. Po pięciu minutach znaleźliśmy się w jego mieszkaniu.


Opatrzyłem mu ranę, a potem rozmawialiśmy. Opowiedziałem mu o swoich przeżyciach i chyba jako jedyny człowiek na tej ziemi mi uwierzył. Tym razem los mi się odpłacił za te wszystkie krzywdy. Na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech, kiedy powiedział, że przeżył coś podobnego i wie, jak mi pomóc. Wyszliśmy z jego mieszkania i zaprowadził mnie do jakiejś piwnicy, w której stała dziwna maszyna. Chłopak pokazał mi ją, po czym powiedział:


-Patrz, tutaj jest taki włącznik i na nim musisz wybrać cyferki, do którego wieku chcesz się przenieść.


-Żebym ja to wiedział wcześniej, to byłbym już w domu.


-Wiesz… Ta maszyna należy do mojej rodziny. Wiem, że zaprojektował ją pewien Nathaniel Brown.


Wtedy wspomnienia znowu zalały moją głowę.


-Nate! Znalazłem te notatki - powiedział jeden z chłopaków, a następnie podszedł do mnie od tyłu i złapał za ramię. Przeszły mnie ciarki i poczułem jeszcze większy strach niż przedtem. Odchrząknął, po czym powiedział:


-Kopernik cóż… Jesteś skończony - zaczął się śmiać i nie musiałem tego widzieć, lecz wiedziałem, że na jego twarzy pojawił się cyniczny uśmieszek. –Mamy notatki, a ty w sumie już nie masz nic. O to nam chodziło. Za moment już nie będziesz istniał.


Już wiem kogo szukać, jak wrócę. Bo to nie koniec przygody, przecież muszę jeszcze odzyskać notatki. Nathaniel Brown. Zapamiętam. Odwróciłem się w stronę bruneta i oznajmiłem mu krótkim zdaniem, że na mnie już pora.


-Jeszcze raz dzięki za wszystko ale już na mnie czas.


-Ja również dziękuję i powodzenia, miło było cię poznać - odpowiedział, po czym zamknął drzwi maszyny, a mnie oślepiło światło.


Znowu znalazłem się w swoim ciepłym łóżku. Rozejrzałem się po pokoju i wtedy miałem pewność, że byłem już u siebie. Było brudno, w pokoju nie unosił się żaden przyjemny zapach, a notatki… Chwila. NOTATKI! Zerwałem się z łóżka i nawet nie mam pojęcia, kiedy znalazłem się w domu mojego przyjaciela Tiedemanna Giesego.


-Ukradli mi notatki. Wiesz kto to Nathaniel Brown i gdzie się może znajdować? - zapytałem cicho, bo ledwo co oddychałem.


-Jak to ukradli? Tak, wie kto to! Jeny, Mikołaj, ty się zawsze wpakujesz w jakieś kłopoty. Chodź ze mną, wiem, gdzie może teraz być - powiedział, po czym w ekspresowym tempie znaleźliśmy się w jakiejś starej kamienicy. Wszystko działo się szybko. Bez zastanowienia mój przyjaciel wyważył drzwi jednego z mieszkań i z hukiem do niego wpadliśmy. Było w nim dwóch mężczyzn. Na początku byli przerażeni, lecz po chwili wybuchli głośnym śmiechem.


-Kopernik! O proszę. Jakim cudem wróciłeś? - zapytał jeden z nich, po czym znowu parsknął śmiechem.


-Gdzie są notatki? - zapytałem chłodnym głosem, którego aż sam się przestraszyłem.


-Jak myślisz, że ci powiemy, to naprawdę jesteś idio… - nie zdążył dokończyć, ponieważ Tiedemann złapał go za szyję, po czym powiedział jeszcze bardziej chłodnym niż ja tonem:


-Gdzie są, do cholery, notatki Nate?


Zauważyłem, że wspólnik Browna ruszył w stronę mojego przyjaciela, więc natychmiast zareagowałem. Przez moje kopnięcie w brzuch poleciał do tyłu i upadł na ziemię, uderzając przy tym głową o ścianę. Zemdlał.


-Powiedz, gdzie są te notatki, bo inaczej sam wylądujesz 1939 roku, a tam obecnie jest druga wojna światowa, więc jak chcesz żyć, to gadaj - powiedziałem oschłym głosem i podszedłem bliżej chłopaka.


-W sejfie - odpowiedział, a po tym jak mówił, wiedzieliśmy, że jest przestraszony.


Nic nie mówiąc, ruszyliśmy w stronę sejfu. Giese dalej trzymał mocno chłopaka, przez co nie mógł się wyrwać. Następnie podał kod do sejfu, ja odzyskałem notatki i wróciliśmy do swoich domów. Ten dzień zmienił postrzeganie naszej planety przez ludzi, lecz zmienił również moje postrzeganie o Giesym. Był biskupem, a potrafił się tak bić… Pewnie w młodości nieźle rozrabiał.




M. P.

 

Monika wstała o 6.00, ubrała się i uświadomiła sobie, że dzisiaj odbędzie się ostatnia wycieczka z jej klasą…


Na przystanku wychowawczyni sprawdziła obecność i uczniowie mogli wejść do autokaru. Dziewczyny zdziwiły się, kim jest opiekun, który przyszedł w czerwonych szatach i kto w dzisiejszych czasach nosi taką śmieszną fryzurę?


- Dzień dobry, dzisiaj będzie towarzyszył nam pan Mikołaj Kopernik. Znany astronom, który chciałby zobaczyć, jak w XXI wieku funkcjonuje młodzież- powiedziała wychowawczyni.


Po krótkim wstępnie ruszyli. Krajobraz za oknem bardzo szybko się zmieniał, ale w autokarze nikt nie zwracał na to uwagi, bo każdy był skupiony na wstawianiu relacji i zdjęć na FB, zajmując się wyłącznie sobą…Po godzinie byli na miejscu. Paru uczniów z nauczycielką poszło na plażę. Reszta, w tym trzy uzależnione od smartfonów nastolatki i Monika, wybrała się na spacer po lesie w towarzystwie Kopernika.


- Białogłowo, przestań wpatrywać się w ten kolorowy kamień i zaproponuj, w którą stronę nasza wataha może zmierzać…


Kornelia spojrzała z poirytowaniem na opiekuna:


- Wiem, że pan to ten znany astronom, ale to nie kamień tylko iphone…i nie jesteśmy żadną watahą tylko klasą - fuknęła dziewczyna. - Poza tym nie ma zasięgu i proponuję, abyśmy zawrócili.


- A właśnie, że nie zawrócimy i będziemy podziwiać piękno natury, którego nie odda żadna relacja na tym waszym Facebooku! - odpowiedział astronom.


Nieco zdenerwowani uczniowie nie zwracali już uwagi na jego słowa i zaczęli szukać drogi powrotnej. Klasa rozproszyła się i poczuła bezradność… Wszyscy byli zdenerwowani, wiele osób się bało, ponieważ robiło się ciemno…


- Nie ma zasięgu!!- krzyknęła Ewa. - Nie wiem, gdzie jesteśmy!


Dziewczyny krzyczały na całe gardło: „Pomocy! Ratunku!”, a reszta kłóciła się o to, którą wybrać drogę. Niektórzy zaczęli rozpaczliwie szukać zasięgu w swoich telefonach. Tylko Mikołaj Kopernik miał w sobie spokój i powiedział:


- Widzicie, jakie mamy piękne rozgwieżdżone niebo?- zapytał. Na co Wojtek rzucił w niego patykiem.


- Chyba nie rozumiecie! Gwiazda Polarna wskazuje północ, a nasz ośrodek leży na północy, więc aby się tam dostać, należy iść w jej kierunku - powiedział Kopernik.


Cała grupa ruszyła za astronomem, zauważając po raz pierwszy w życiu, jak do pięknej konstelacji należy Gwiazda Polarna… Po 10 minutach wszyscy bezpiecznie dotarli do ośrodka, gdzie uczniowie przeprosili Mikołaja Kopernika, a on, trochę ze smutkiem w głosie, rzekł:


- Niektórzy z was żyją tak, jakby mojego odkrycia nie było i myślą, że wszystko kręci się wokół nich… To mnie zasmuca… Pomyślcie czasem o potrzebach innych ludzi, doceńcie uroki natury, korzystajcie z jej dobrodziejstw. To naprawdę ważne…





M. K.

 

Wszystko zaczęło się pięknego, słonecznego dnia. Kioskarka na dworcu w Toruniu leniwie przeglądała gazetę, słuchając radia i popijając kawę. Spiker zapowiadał właśnie program radiowy oraz przekazywał informacje: „Dziś szybciej zrobi się ciemno na sztucznie oświetlonym dysku, okrążonym lodem, zwanym Ziemią…”.


W tym samym momencie z pociągu wysiadł 22-letni mężczyzna - Mikołaj Kopernik. Wracał z Krakowa, gdzie studiował. Rozejrzał się po peronie, a następnie ruszył w kierunku miasta. Miał niewielkie mieszkanie w kamienicy przy ulicy św. Anny, zatem po wyjściu z dworca od razu tam poszedł, by rozpakować swoje rzeczy. Chciał zobaczyć przed zmrokiem, jak wygląda miasto, w którym się urodził. Podczas zwiedzania natrafił na plakat powieszony przez pewien zespół heavy metalowy - szukali wokalisty. Mikołaj zapisał więc adres przesłuchania, które miało się odbyć następnego dnia. Nazajutrz, gdy mężczyzna udał się na miejsce spotkania, zobaczył czwórkę młodych ludzi, na ich twarzach było widać smutek. Podszedł więc i zapytał:


- Wszystko w porządku? Wyglądacie na przygnębionych.


- Poszukujemy wokalisty, ale nikt nie się nie zgłosił. Bez piosenkarza nie możemy wydawać przebojów - odpowiedział jeden z chłopaków.


- Jestem Mikołaj, przyszedłem na przesłuchanie - odparł.


- Naprawdę? To świetnie! Jesteś jedyny, więc przyjmiemy cię od razu. O czym chciałbyś śpiewać w naszym zespole?


- Uważamy, że to co mówią media o płaskiej Ziemi jest kompletną bzdurą. Według mnie to Ziemia oraz inne planety krążą wokół Słońca. Nasza planeta ma kształt kuli, a nie płaskiego dysku! O tym właśnie chcę śpiewać, bo to mnie interesuje. Smutne jest to, że w dzisiejszych czasach kompletnie bzdurne teorie zyskują tylu zwolenników. Każdy wichrzyciel może pociągnąć za sobą tłumy, głosząc głupoty  w prasie i telewizji…


- Wspaniale! Jutro możemy zacząć naszą wspólną twórczość - powiedzieli przedstawiciele zespołu i tak zaczęła się przygoda muzyków z Kopernikiem…


Po niedługim czasie grupa wydała piosenkę pt. „O obrotach sfer niebieskich”, w której przedstawiła swoje poglądy na temat Układu Słonecznego. Utwór wzbudził ogromne kontrowersje wśród odbiorców, jednakże znalazło się parę osób, które poparły teorię zespołu. Minęły dwa lata od głośnego debiutu, a heavy metalowy zespół „Kopernikus” zyskał ogromną popularność. Odbywały się trasy koncertowe, a fani z niecierpliwością czekali na nowe piosenki.


Dziesięć lat po zakończeniu ostatniej trasy koncertowej zespołu, wystrzelono w kosmos pierwszą rakietę. Astronauta po powrocie na Ziemię, ku zdziwieniu wielu osób, potwierdził teorię „Kopernikusa”:


-To niesamowite! Mikołaj Kopernik wstrzymał Słońce, ruszył Ziemię! Nigdy nie spodziewałbym się, że muzyk będzie mieć rację!


Odkrycie zupełnie zmieniło sposób patrzenia ludzi na świat, wyprowadziło ich z błędu, a Mikołaj Kopernik stał się sławny na okrągłej Ziemi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz